Spacerując po lesie usłyszałem głośne huki. Szybko pomknąłem w tamtą stronę. Serce podeszło mi do gardła – wokoło ogień i ludzie. Nieopodal zauważyłem, że jakaś wadera leży na ziemi bez ruchu.
Podbiegłem do niej. Na szczęście znajdowała się dość daleko całego zgiełku. Złapałem ją delikatnie za kark i pociągnąłem w głąb lasu, gdzie było cicho i spokojnie.
- Halo? – powiedziałem , wpatrując się w jej oczy.
Przyłożyłem ucho do jej piersi. Ledwo oddychała. Zauważyłem coś okropnego. Po lewej stronie miała ranę od postrzału.
„To wymaga specjalisty” „Ale nie mogę jej tu zostawić” – moje myśli gorączkowo krążyły po głowie.
Szybko podłożyłem liście pod jej głowę. Usiadłem i zastygłem w miejscu, wpatrując się w jej pyszczek. Delikatne rysy, błękitne oczy…
- Proszę, nie rób mi tego – szepnąłem rozpaczliwie kładąc łapę na jej piersi. Serce wadery ledwo biło.
Nagle wadera otworzyła oczy.
<Kaysie :3?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz